Udało się!! :) Zamknęliśmy wczoraj budowę! Nie obyło się bez komplikacji, bo jakże by mogło być inaczej, ale najważniejsze, że w domu nie hula już wiatr :)
Montaż okien i drzwi umówiony był na 12 listopada. W piątek, 8 listopada, MoNż był w firmie, gdzie zakupiliśmy drzwi, przypomnieć się w kwestii montażu."Tak tak, koledzy będą między 12 a 13 we wtorek". Wotrek, 13:00, kolegów niet. MoNż dzwoni. "Tak, tak, będą niedługo". Po czym oddzwania montażysta, że on to w sumie dopiero w piątek może podjechać. My mega wnerw, no bo przecież okna prawie wstawione, kto ich będzie pilnował do piątku?? Zatem kolejne telefony i informacja, że "koledzy będą o 16:00". Kolegów o 16:00 nadal niet a zaczyna sie robić ciemno. MoNż wysyła mnie zatem do Praktikera po lampy halogenowe, żeby było jak pracować. Przyjeżdżam z lampami, a za mną koledzy od drzwi. Jest niemal 18:00. Trochę pyskówki, wiadomo, i okazuje się, że oni o montażu to dowiedzieli się całkiem niedawno, bo gdzieś koło południa. Żenada. Jedyne co się cisnęło na usta to to, że poważną robotą powinni zajmować się tylko poważni ludzie... gdyż albowiem okazało się jeszcze na dodatek, że otwór drzwiowy za mały jest o... 3cm i trzeba podkuć. Grrrrrrr. W tym momencie zwinęłam się z budowy, bo groziło wybuchem. MoNż jest jednak bardziej cierpliwy. Koledzy od drzwi skończyli około 20:00. Masakra!